czwartek, 13 listopada 2014

Czasami mam zrywy

 i chcę dobrze żyć. Kupuję ekologiczne jaja, olej kokosowy z "Fair Trade" i zjadam kolejną tonę kaszy jaglanej. Biegam interwałowo w stosownych butach i staram się jak najwięcej przebywać na Słońcu, by wytworzyć odpowiednie ilości witaminy D3. Na czczo piję wodę z miodem i cytryną. Ograniczam kawę, nie jem słodyczy. Czytam mądre książki, słucham ambitnej muzyki, staram się o nikim nie mówić źle. Ładnie się ubieram  i serdecznie uśmiecham się do Świata, a On do mnie.

A potem trafia mnie szlag (, bo: zmarzłam, zgłodniałam, ktoś mnie zdenerwował, zmęczyłam się, nie wyspałam) i z dziką satysfakcją kupuje sobie czekoladki z nocnego obok, butelkę wina i paczkę prażynek. I jeszcze chałwę. Oglądam odmóżdżające seriale i scrolluję fejsa. Zakładam przypadkowy przyodziewek i idę po ... jeszcze jedną chałwę.  Warczę na Świat, a On na mnie.

A potem dopada mnie wcześniej opisany Zryw. Wyrzucam opakowania po prażynkach i czekoladkach. Z satysfakcją słucham, odgłosu rozbijanej butelki w pojemniku na szkło i sprowadzam przez internet drogie nasiona chia, spirulinę i siemię lnianę.

Miotam się pomiędzy skrajnościami.
Ta lepsza jest na górze, ta z serialami i czekoladą na dole. Na dół spaść łatwo – zwłaszcza przy obecnej kombinacji: listopad + plakaty wyborcze  + popsuty kaloryfer. Na górę wdrapać się trudniej.

Chyba, że ktoś podstawi drabinę.

Mi właśnie podstawił ją niewidomy Pan L., z którym odbyłam przemiły spacer. Był elegancko ubrany, uśmiechnięty i czarujący. Opowiadał o Sztuce i magii internetu, dzięki, której może poznawać świat. O wspaniałych polskich aktorach, którzy przepięknie czytają audiobooki. O zdolnych uczniach, którym udziela korepetycji. O spacerach,  dzięki którym, mimo siedemdziesiątki, jest sprawny i pełen wigoru. O ludziach, którzy go wspierają.


Miałam okazję wysłuchać najbardziej motywującego wykładu w historii. Odbył się bez mównicy, mikrofonu i kamer. Wykładowca nie siedział w wygodnym fotelu na tle zdobytych dyplomów, czy napisanych książek – z godnością i uśmiechem szedł przez miasto, oparty na białej lasce, wyrywając audytorium z ciemności. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz